Nie tylko dzieci pragną coraz to nowych zabawek. Dorośli pod tym względem także mają sporo na sumieniu. Szczególnie wyróżniają się tu wędkarze. Właściwie każdy z nich kupując wędkę, kołowrotek czy jakieś akcesoria wędkarskie myśli już o następnych zabawkach do swojej kolekcji. Najgorsi są spinningiści. Wręcz nieograniczona ilość rodzajów i wariantów sztucznych przynęt daje im ogromne pole do popisu. Ile nowych spinningowych „zabawek” by się nie sprezentowało samemu sobie, to i tak zawsze zostaje sporo takich, które także by warto było mieć.
Producenci przynęt spinningowych stają na głowie, by skusić wędkarzy do kolejnych zakupów. Nowe wzory, wielkości, kolory mają skusić przede wszystkim nie rybę, a potencjalnych klientów. A i cenę można przy okazji windować w górę, dodając do przynęt nieistotne detale za które trzeba słono zapłacić.
Przykładem tu są gumy. Przynęty te okazały się niezwykle skuteczne i nie posiadały praktycznie wad. Poza jedną. Były, ze względu na prosty, masowy sposób produkcji, zwyczajnie tanie. Ale przestały, bo dorobiono im oczka 3D, jakieś łuseczki i inne płetewki i zamiast kilku złotych zaczęły kosztować co najmniej kilkanaście.
Tak to się można bogacić na słabościach bliźnich. Ale z drugiej strony patrząc, to chyba nie ma w tym nic złego. Wszak te przynęty to zabawki. A te mają nam sprawiać przyjemność. Zdecydowanie łatwiej ją osiągniemy mając ładne zabawki. A że drogie? Cóż z tego, w obecnych czasach zabawa i rozrywka kosztuje. A posiadanie „wypasionego” sprzętu zdecydowanie podnosi wędkarzom morale.
Wędkarskie pudełka na przynęty pęcznieją nie tylko za sprawą coraz to nowych gum. Duży udział mają tu także woblery. Też jest w czym wybierać. Dostępne są modele dedykowane łowieniu praktycznie wszystkich gatunków ryb. Po ileś tam modeli na jeden gatunek, w kilku wielkościach oczywiście. Gatunki to jedno. Dochodzą jeszcze metody łowienia, np. jerkowanie.
Ale to jeszcze i tak nie wszystko. Co z tego, że posiadamy już dany model woblera, nawet w trzech rozmiarach. Jednak kolorek może się okazać mało łowny danego dnia i warto mieć poza tymi imitującymi np. płotkę jeszcze okonki, jakieś „oczołomy” w kolorze fluo, niebieski też by się przydał itd. itd. I zabawki mnożą się nam w zastraszającym tempie.
Woblery mają jednak tę przewagę nad gumami, że możemy je robić sami niewielkim kosztem. To całkiem fajne hobby i zabawa sama w sobie. I zajęcie na długie jesienne czy zimowe wieczory gdy nie możemy wyskoczyć nad wodę. Dodatkowo jako producenci woblerów zyskamy wśród kolegów po kiju uznanie i szacunek. Wykonując własnoręcznie woblery dorobimy się także zestawu przynęt idealnie pasującego do naszych ulubionych łowisk, metod i gatunków.
A jak zrobić woblera? Najlepiej skorzystać z porad fachowców zamiast odkrywać po raz kolejny Amerykę. Znajdziecie takie np. na blogu wędkarskim Moje Trofea (mojetrofea.pl) w dwuczęściowym artykule o robieniu woblerów. Jego autor, ukrywający się pod pseudonimem Wujek Janek, bawi się w robienie woblerów prawie czterdzieści lat i w sposób sensowny i uporządkowany dzieli się swoim doświadczeniem w tym względzie. Warto ten artykuł przeczytać, nawet gdy nie zamierza się woblerów robić. Sporo tam informacji przydatnych wędkarsko i na pewno każdy spinningista coś ciekawego znajdzie dla siebie.